Ostatnimi czasy czytam bardzo dużo webtoonów, więc wypadałoby coś wspomnieć chociaż o kilku. Autorką "A Good Day to Be a Dog" jest Lee Hye.
Mamy tutaj coś w rodzaju współczesnego Kopciuszka. Z tą różnicą, że Kopciuszek po północy wracał do formy obdartusa, a nasza bohaterka staje się... psem. A właściwie słodkim, białym szczeniaczkiem. Ale zacznijmy od początku. Jak już wspomniałam, protagonistą tego webtoonu jest kobieta, Han Haena, nauczycielka literatury. Bohaterka nie jest jednak szczęśliwa, gdyż wszystkie jej związki nie wypalają i za każdym razem zostaje rzucona... A wszystko przez zasadę "żadnego całowania". Nie jest to jednak jej kaprys, a konieczność. Otóż od momentu pocałowania mężczyzny, gdy wybije północ, Haena zamienia się w szczeniaczka, a odmienia po jakimś czasie. Dlatego przez 28 lat swojego życia kobieta nie całowała się z nikim. Jest to przypadłość rodzinna, więc dzięki doświadczeniom siostry, matki i ich przodków, dziewczyna wiedziała, że nie może nikogo pocałować i przez tyle lat pilnowała się, aż do pewnego dnia... a właściwie wieczoru. Nauczyciele ze szkoły wybrali się na popijawę. Haena nieźle się spiła i wpadła na genialny pomysł, by odszukać pewnego nauczyciela, pana Lee, w którym się podkochiwała (jak pewnie połowa nauczycielek, bo w końcu to taki przystojny, miły i zabawny człowieczek). W tym celu wyszła na dwór i zobaczyła swój obiekt uczuć stojący tyłem. Podbiegła do niego i pod wpływem impulsu (promili) chwyciła go, odwróciła i pocałowała. Wszystko byłoby super, tyle że... to wcale nie był pan Lee, a jego przyjaciel, pan Jin, który widocznie nie lubił Haeny, gdyż unikał spotkań z nią, traktował dość chłodno, albo zwyczajnie ignorował. A wszystko dlatego, że miał na sobie kurtkę pana Lee, który dał mu ją, bo było zimno. Po prostu idealnie. Zaraz po tym wydarzeniu Haena od razu wytrzeźwiała i po dowiedzeniu się, że jest prawie północ, pobiegła do domu i zaraz po wpadnięciu do środka, przemieniła się w psa. Po prostu perfect. Przez 28 lat miała spokój, a teraz co północ będzie zamieniała się w psa. Jednak nie wszystko stracone. Można to wszystko cofnąć, jeśli jeszcze raz pocałuje tego mężczyznę, tyle że w formie psa. Wtedy będzie sobie spokojnie żyła, aż pocałuje kolejnego faceta. Po tej wpadce Haena zaczęła kręcić się wokół Jina, a on wymyślił, że pewnie ona robi to, by zbliżyć się do Lee. Przy tym dowiadujemy się, że to nie tak, że Jin nie lubi Haeny. Dziewczyna nie zaprzeczyła, gdyż była to dobra wymówka, a przy okazji miałaby więcej okazji do odmiany. A właśnie, a propos tego. Otóż wszystko miało być dobrze, Haena miała zaprzyjaźnić się Jinem, Jin miał pocałować ją w formie psa i wszyscy byliby szczęśliwi... Tyle że ten scenariusz nie mógł się ziścić. Nie kiedy pan Jin śmiertelnie boi się psów i żadnego by nawet kijem nie ruszył. Tu cały misterny plan runął. Przed bohaterką stanęło trudniejsze zadanie - jak wyleczyć pana Jina ze strachu przed psami?
Kolejne rozdziały nadal wychodzą, ale wydaje mi się, że komiks zmierza ku końcowi.
Muszę powiedzieć, że webtoon jest bardzo wciągający i naprawdę przyjemnie się go czytało (chwilowo jest 87 rozdziałów i wszystko przeczytałam hurtem). Bardzo lubię głównych bohaterów, siostrę głównej bohaterki i siostrzeńca głównego. Ten czerwonowłosy chłopiec to dobry dzieciak.
Została jeszcze jedna sprawa. Ten komiks to takie trochę jajko niespodzianka. Początkowy temat to problem głównej bohaterki, która podkochuje się w przyjacielu faceta, którego pocałowała po pijaku, przez co zamienia się w psa, a potem okazuje się (NIKT SIĘ NIE SPODZIEWAŁ), że jednak kocha tego drugiego, a on boi się psów i jeszcze ma ją pocałować w tej formie, by klątwa zniknęła (badum, mózg eksplodował). Wszystko jakoś się toczy, mijają rozdziały, a tu nagle pod koniec komiksu wychodzi na jaw właściwie najważniejszy wątek, który był od początku, ale nikt nie zwracał na niego uwagi, bo krył się w jajku niespodziance (a nawet zgniłym jajku).
Trochę naczytałam się mang, manhw i webtoonów i co jakiś czas pojawia się takie jajco niespodzianka, ale tu jest ono uzasadnione i serio najistotniejsze dla fabuły. Bywało już, że w ostatnich rozdziałach wychodziło na jaw takie jajco, ale było ono z <cenzura> wzięte i zazwyczaj nie miało absolutnie żadnego związku z poprzednimi wydarzeniami i zaistniało tylko po to, by przyspieszyć akcję, wprowadzić coś interesującego do fabuły lub by chamsko poprowadzić bohaterów drogą jaką wyznaczył im autor, ale nie miał cierpliwości i chęci rozwijać jej stopniowo (lub zwyczajnie zapomniał i nie miał już czasu na zmiany).
Tutaj jajko niespodzianka jest zgniłym jajcem podrzuconym głównym bohaterom. Jajco zaczęło pojawiać się koło 65 rozdziału (nie pamiętam do końca). Początkowo nie wyglądało groźnie, ale widać było, że będzie to irytująca sprawa. Później sytuacja zaczęła robić się dziwna i nagle na jajko niespodziankę złożyło się kilka czynników, przez co powstało zgniłe jajco, którym rzucono w twarz głównym bohaterom. No cóż... przykro. A najzabawniejsze jest to, że w istocie jajko towarzyszyło bohaterom od samego początku, ale tak ładnie się kryło, że nikt jajca nie zauważył. Ja również zaczęła zdawać sobie sprawę z obecności zgniłego jajca dość późno, ale i tak dobrze, że zanim eksplodowało. Muszę przyznać, że tu autorka mnie zaskoczyła. Może nie jest to przekręt na miarę Kimi no na wa, ale i tak może zaskoczyć. A taką ładną pisanką było to niewinne jajeczko...
Reszty dowiecie się po przeczytaniu ;)